środa, 14 maja 2014

Jenipapo

Hej, hej
Chciałam Wam tylko donieść, że wczoraj byłam w L'occitane kupić książkę na temat Prowansji a wyszłam z książką kremem do rąk oraz kremem do twarzy z filtrem.
Tak na szybko.
1. Książka- kupiłam jako motywator, mam nadzieję, że nie pokona mnie językowo (jest po Niemiecku).


2. Krem urzekł mnie zapachem, nic nie wiedziałam o obecność złotych drobinek, których jest niewiele, ale bardzo ładnie i skutecznie rozświetlają dłonie. Ponadto zapach powoduje u mnie ciągłą potrzebę wąchania dłoni po aplikacji...


3. Krem z filtrem z nowej serii brazylijskiej. Uważam, że mam cerę na tyle delikatną i problematyczną, że nie wolno mi nie używać kremów z filtrem a ten przepięknie pachnie, rozświetla skórę, wygładza ją  a do tego świetnie nawilża. Napiszę o nim coś więcej jak tylko trochę poużywam, choć dziś spadł śnieg z gradem, więc nie wiem kiedy tak naprawdę będzie mi potrzebny...



4. Do każdych zakupów powyżej pewnej kwoty gratis możemy dostać naszyjnik, który na lato, nie powiem, podoba mi się bardzo.

Oczywiście o całej serii brazylijskiej możecie się dowiedzieć więcej za strony l'occitane, póki co nie widziałam jej w Polsce.

poniedziałek, 12 maja 2014

Antybakteryjne żele do rąk. Porównanie.

Hej,
dziś postanowiłam zacząć od pokazania Wam jak wyglądają moje notatki zanim do Was trafią :-) 
Tak, ostsnio mam niesamowitą fazę na pisanie odręcznie :) 


Zanim pojawi się seria jagodowa z TBS (do której zrecenzowania od długiego czasu nie mogę się zebrać) kilka słów o bezwodnej higienie dłoni. 
Nienawidzę uczucia brudnych czy jakkolwiek lepkich rąk, dlatego zawsze pod ręką w torebce musi znaleźć się jakiś żel antybakteryjny. Po szybkim szukaniu znalazłam w torebkach trzy. Jeden niedrogi i świetny, jeden drogi i świetny, jeden drogi i do niczego. 


Zacznijmy od tego, do którego nigdy nie wrócę i będę omijać szerokim łukiem. Mowa o wyrobie Bath&BodyWorks (10PLN za 29ml, czyli około 17PLN za 50ml).Żel teoretycznie ma pachnieć świeżymi jabłkami…. 
Na kupienie go skusiłam się po kilku pochwalnych recenzjach w damskich pisemkach. Miał mieć piękny zapach, miał delikatnie pielęgnować, nie wysuszać itd… No dobra tyle MIAŁ robić. Kupiłam do tuż przed wyjazdem do Szwajcarii na rok (czyli pod sam koniec lipca), spraw do załatwienia milion, ostatnie zakupy w Galerii Mokotów i zapaliło się światełko- “nie masz żelu, a przed Tobą kilkanaście godzin w samochodzie i noce na campingach”. Zatem wbiegłam, porwałam z półki i poleciałam dalej. Żel ma kolor lekkiego różu z zatopionymi niebieskimi kuleczkami, które maiły delikatnie ścierać naskórek… Opakowanie żelu to buteleczka w kształcie trapezu na zapięci typu klik. Z plusów, które widzę… Opakowanie pozwala śledzić poziom zużycia produktu… No dobra, z plusów to byłoby na tyle. Minus jest taki, że żelu prawie nie ubywa, bo
  • żel pachnie mechanicznym jabłkiem, słodkawo, lekko alkoholowo. Mnie zupełnie się niepodoba i drażni mnie, że ten zapaszek zostaje na dłoniach wraz z uczuciem przesuszonej, swędzącej skóry.
  • nie zauważyłam efektu oczyszczenia,
  • opakowanie to twardy plastik z którego wylewa się bardzo rzadki kosmetyk spływając potem z dłoni. Ciężko wydobyć kosmetyku tyle ile chce. Twardy plastik ciężko się naciska a jak już nacisnę to wyleje się za dużo.  
W skali do 10 oceniam na naciągane 0,5 (za przezroczyste opakowanie) 

                         
Kolejny żel to Carex. On będzie chyba najczęstszym gościem moich torebek i kosmetyczek. Przezroczysty żel w buteleczce z plastiku zakończonej pompką. Z dozownika wydobywa się nieco zbyt dużo (jak na moje dość drobne dłonie) żelu. Dzięki temu, że opakowanie jest przezroczyste mogę mniej więcej określić kiedy preparat się skończy. Żel oczyszcza nieźle, konsystencję ma dość gęstą, ale mimo to zdarza mu się zjechać z dłoni. Mały minus za zapach (dość mocno spirytusowy w pierwszej chwili, potem delikatnie kremowy). Ten żel jest najtańszy z testowanych (za 50ml zapłacimy około 4-6PLN). 
Moja ocena 9/10 (biorąc pod uwagę stosunek jakość-cena)



Ostatni znaleziony i testowany przeze mnie żel to lawendowy kosmetyk od L’occitane. Oczywiście kupiłam go przy okazji, sam jakoś wszedł w ręce podczas rozmowy z przemiłą ekspedientką. Biorąc go, przyznaję, nie przeczytałam etykietki i myślałam, że biorę krem (tańszy niż wszystkie inne w sklepie). Mino, że zapach lawendy nie należy do moich uluboionych to w kosmetykach L’occitane mi nie przeszkadza (ani w żelu ani e płynie do kąpieli). Jest dość delikatny i taki świeży, bez żadnej nuty spirytusu. Opakowanie jest klasyczne, identyczne jak kremów, tylko nieco szersze, z zamknięciem typu klik. Mały minus za brak możliwość sprawdzenia ile żelu jeszcze zostało. Konsystencja jest gęsta, przez co łatwo wydobyć dokładnie tyle ile chce, a żal sam nie spływa z dłoni. Wydawało mi się, że żel jest lekko fioletowy, ale jak patrzę jest przezroczysty :). 
Dłonie po aplikacji są nawet nie tyle co nieprzesuszone a lekko nawilżone (nie muszę stosować kremu od razu). Gdyby nie cena żel zostałby ze mną na stałe (28PLN/50ml). Pół punkcika odejmuję za brak możliwości zobaczenia ile zostało, za cenę nie odejmę bo to co dla mnie jest wysoką ceną dla Szwajcarek jest normalne, więc oceniam na 9,5/10.


sobota, 10 maja 2014

Dopieść siebie.

Dziś większe zakupy w moim ukochanym L'occitane. Niedługo mam urodziny, teraz (wczoraj) zaliczyłam kurs językowy (B1) wiec postanowiłam zaszaleć. Padło na to co sprawdza sie u mnie doskonale czyli migdałowy zestaw pielęgnacyjny do ciała a w nim...


Jak zawsze firma zadbała o przepiękną oprawę, więc otwieranie pudełka jest naprawdę cudownie przyjemną przygodą która przenosi nas do krainy niesamowitych zapachów. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie opakowanie jest dość istotne. To samo muszę powiedzieć o obsłudze. Ostatnio bardzo ważne jak dla mnie to jak zostanę potraktowana w sklepie.

Jak sie okazało do zakupów powyżej pewnej sumy gratis mogę dostać zestaw "mini geshenkenbox nerolo&orchideea". Jako ze do tej sumy niewiele mi brakowało postanowiłam czymś drobnym dopełnić przyjemności- padło na kosmetyczkę ( w promocji przy zakupach które już zrobiłam) z bestsellerami firmy. Kosmetyczka jak zawsze ujmująco urocza i śliczna.





Ponadto do zakupów dostałam torbę ekologiczna, która mimo, że żółta całkiem mi sie podoba (szczególnie strona z mapą gdzie oznaczone jest które rośliny zbierane są w danej cześć Prowansji, która na pewno bardzo mi się przyda (książek na uczelnię zawsze jest zbyt dużo by bezpiecznie nosić je w torebce.... :) )


Uwielbiam kosmetyki tej firmy... Szkoda tylko, że ceny są raczej zaporowe... 

Niedługo recenzje i dłuższy opis mojej ulubionej Migdałowej serii...
Niedługo kończy mi się stypendium w Szwajcarii i obawiam się, że wraz z nim skończy się taka częstotliwość zakupów w L'occitane, a szkoda, bo kosmetyki mnie nie uczulają a przy tak wrażliwej skórze to prawdziwa rzadkość... 

sobota, 3 maja 2014

L'occitane. Krem do rąk. 20% shea.

Dziś coś z poza serii moich kosmetycznych hitów kwietnia (choć może tak niezupełnie z poza)
Przedstawiam Wam krem do rąk L’occitane z 20% masła shea. 
Z okazji przyłączenia się do super klubu piękność (Prowansalski klub piękna ?) przy zakupach za 40CHF mogłam dostać ‘za darmo’ krem do rąk z masłem shea. Jako, że zakupy u nich robię i tak postanowiłam skorzystać. Konsternacja Pań w sklepie bezcenna.
Ok, zaczynamy.
Opakowanie.
(Przepraszam, że brak nienadużytego krem, ale pomysł o napisaniu o nim pojawił się po miesiącu regularnego stosowania- przy okazji możecie spojrzeć na wydajność :) ) 

Krem opakowany jest z zachowaniem klasycznego minimalizmu, który mnie akurat bardzo odpowiada. Dostajemy tubkę z jakiegoś tworzywa, które imituje metal (kiedyś przepadałam za metalowymi opakowaniami (The body shop np), ale kilka razy w takim opakowaniu na zagięciach zrobiła się dziurka i krem wypływał np do torebki, czego oczywiście nie lubiłam. Dodać mogę chyba, że w metalowych tubkach więcej kremu zostaje w załamaniach). Tworzywo z którego wykonano opakowanie bestsellerowego kremu L’occitane jest na tyle miękkie, że wyciskanie kosmetyku do końca (bez rozcinania i innych historii) nie powinno być zbyt trudne. Jedyna drobna wada opakowania to korek. Jest bardzo ładny i pasuje do opakowania, to na pewno, ale jest na tyle mały, że posmarowanymi dłońmi ciężko go zakręcić. Ja radzę sobie z tym w prosty sposób- odkręcam, wyciskam porcję na dłoń(grzbiet) i zakręcam a potem dopiero rozsmarowuję i masuję dłonie. 
Tak, po przemyśleniu stwierdzam, że za korek mogę odjąć jakieś 0,25punkta na 10 możliwych, bo w sumie poradzić można sobie bez szczególnych problemów a nie ma ryzyka, że krem znajdzie się w naszej torebce… 
Zawartość. 
W omówionym wyżej opakowaniu znajduje się, zgadnijcie co? Tak, brawo krem :). Krem jest biały o bardzo gęstej konsystencji (trochę jak maść). Jeśli chodzi o zapach to jest słodkawy, ale nie duszący i nie wiem do czego go porównać. Coś jak słodkie mleko? Zapach niemowlaka? Może zasypka (talk) perfumowany?
Dobra, obejrzałyśmy opakowanie, wycisnęłyśmy krem, powąchałyśmy to teraz ZAKRĘCAMY ;) tubkę i rozsmarowujemy. O dziwo jak na tak gęsty i treściwy specyfik rozsmarowanie kremu nie jest trudne. Wielki plus za brak tłustego filmu na dłoniach (ok, ok coś tam zostaje, ale nie ta tyle, żebym miała problem z popaluszony ekranem iPhona, iPada czy Kindla. Do tego warto wspomnieć, że krem wchłania się naprawdę szybko.
To co najważniejsze, czyli efekt. 
Za dość wysoką cenę (w Polsce ok. 30PLN za 30ml) spodziewałam się tego co krem daje, czyli nawilżenia, gładkich i miękkich dłoni, oraz delikatnego zapachu pielęgnacji na dłoniach. Tak jak piszę, to dla mnie norma, którą krem spełnia, ale prawdziwy, wielki plus dam mu za coś innego. Jak do tej pory efekty miękkiej i gładkiej skóry miałam do pierwszego mycia rąk, a tutaj efekt ten utrzymuje się dłużej. 

Podsumowując.
Nie mam jakiś wielkich problemów ze skórą na dłoniach (lubię je mieć idealnie gładkie i wypielęgnowane, oraz pachnące), dlatego dla mnie krem jest idealny również jako super bomba odżywcza.  Myślę, że po ten krem będę jeszcze sięgać, choć raczej późną jesienią, w zimie i może wczesną wiosną by zregenerować dłonie po moim zimowym zapominalstwie pielęgnacyjnym. Krem nieźle sprawdza się też po nurkowaniach z zimnej wodzie, ale na skrajnie zimnych dłoniach ciężej go rozsmarować. Na lato mam swoich faworytów (również z L’occitane, ale o nich w innym poście :) ) 

tu krem w naturalnym środowisku :)

Pozdrawiam A!.
PS. Co myślicie o jakimś mini-konkursie... ? 

czwartek, 1 maja 2014

L'occitane. Pierwsza część hitów kwietnia.

Dawno mnie nie było za co bardzo Was wszystkich przepraszam, ale sporo się działo. 

Zanim opowiem Wam o moich kosmetycznych hitach z tego miesiąca (myślę, że będę wrzucać kilka części tego wpisu) ostrzegę Was przed kupowaniem lakierów OPI. Dostałam przy okazji różnych imienin i innych tego typu dni 14 małych buteleczek (och, jakie szczęście, że małych!).

Wszystkie lakiery zgęstniały zupełnie (otworzyłam je koniec lutego/początek marca), nie da się ich dobrze, równomiernie rozprowadzić na płytce, często dopiero trzecie warstwa daje zadowalający efekt, pomalowane paznokcie błyskawicznie stają się matowe a po jednym dniu mam sporo odprysków (nigdy lakiery nie trzymały się u mnie dobrze, ale jeden dzień to naprawdę przesada!

Z plusów, doskonała pojemność i ładne kolory, ale to naprawdę mało jak za taką cenę…. 

Kolejne zakupowe rozczarowanie to Lusch….. Tyle się dobrego naczytałam, że uznałam, że musze ich wypróbować, szczególnie, że w Szwajcarii mam ich sklepów pod dostatkiem… 

Zdecydowałam się na kostki do masażu oraz pastę do zębów w tabletkach. zawiodłam się na obsłudze, która owszem, niby miła, ale nie informuje o promocjach (myślę, że jestem nieco rozpieszczona i gdyby taka obsługa była w Polsce byłabym szczęśliwa).

Pasa w tabletach- ja zdecydowałam się na DIRTY pastylki leżą czekając na lepsze jutro… Może w podróży faktycznie by się sprawdzały… Smak pastylek dla mnie jest naprawdę okropny, zupełnie nie czuję po umyciu zębów świeżości ani zapachu. Plus jest taki, że zęby są bardzo gładkie 

Jeśli chodzi o kostki do masażu to testowałam tę z nasionkami i tu plus za bardzo ładny zapach, ale minus za tłusty film, który zostawia, i brak obiecanego efektu odprężenia. 

Kolejne dwie kostki to te, które mają redukować skórkę pomarańczową. Zapach niezbyt przypadł mi do gustu, efekt zerowy. 

Teraz myślę o kupnie peelingu do ust, ale jestem zupełnie nieprzekonana… Raczej nie zdecyduję się na kolejne odwiedziny w Lusch’u.

Ok, ostrzeżenie mamy za sobą, to teraz pora na hity. 


W tym miesiącu kupowałam sporo, zatem zaczynamy :) 
Srece moje zdobyła w tym miesiącu firma L’occitane. 
Pierwszy zakup jaki u nich zrobiłam to kosmetyczna z produktatmi wiosennymi (ujęła mnie sama kosmetyczka, produktami zachwyciłam się później :) )
W mojej kosmetyczne wykonanej z jakiegoś wodoodpornego tworzywa znalazłam kilka miniatur: 
  1. Płyn do kąpieli o zapachu lawendy. Nie jestem szczególną fanką kąpieli, ani lawendy, ale dla tego płynu mogę zawsze robić wyjątek… Pachnie bardzo naturalnie i jakiś taki niezbyt męczący sposób, po kąpieli nie mam uczucia ściągniętej, przesuszonej skóry a u mnie to naprawdę spora ciekawostka. Piana jest dość obfita, ale bardzo krótko się utrzymuje. Nie uczuję konieczności użycia balsamu po kąpieli a to przy mojeje bardzo suchej skórze prawdziwy cud.
  2. Mydło o zapachu werbeny. Bardzo ładny zapach, dość długo utrzymuje się na dłoniach. Po aplikacji nie miałam suchych rąk a sama kostka cały czas utrzymywała dość ładny kształt. Papier w który była zapakowana mieszka w mojej szafie i sprawia, że ubrania dość ładnie pachną. Fajne mydełko, warto skorzystać wtedy kiedy jest w jakimś większym zestawie, bo jak na samo mydełko cena jest dość wysoka.
  3. Werbenowy żel pod prysznic. Zapach jak marzenie. Energetyzuje, powoduje, że poranny prysznic jest naprawdę przyjemny. Nie wysysza skóry, ale również nie nawilża zbyt mocno. Jest bardzo wydajny, choć polecam używać myjki, bo sam z siebie niezbyt mocno się pieni. 
  4. Piwoniowa woda toaletowa. Zapach dość ciężki mnie raczej kojarzy się z zapachem babci. Mam flakonik w torebce na wypadek gdybym zapomniała poprefumować się wychodząc z domu. 

Kolejny zakup L’occatinowy to mleczko do ciała z serii Mimoza i Akacja. Kupiłam je na promocji w Globusie za 9CHF (nie jest to wersja miniaturowa) i muszę powiedzieć, że bardzo żałuję iż skusiłam się tylko na jedno opakowanie. Zapach obłędny, spokojnie utrzymuje się na skórze cały dzień (często używam jako zastępstwo dla perfum). Mleczko jest lekkie, idealne na rano. Wchłania się błyskawicznie, tuż po aplikacji mogę się spokojnie ubierać (wspominałam, że NIENAWIDZĘ gdy kosmetyk zostawia tłusty film? ) 
Wydaje mi się, też, że mleczko do ciała zawiera jakieś drobinki, które lśnią w słońcu (taki mi się wydaje, zawsze jak przypominam sobie, żeby to sprawdzić jest już dawno po słońcu. 
Polecam wszystkim, jako dodatek do pielęngnacji, ale wydaje mi się, ze dla niezbyt suchych skór mleczko sprawdzi się jako jedyny kosmetyk nawilżający. 

Kolejne odkrycie to seria migdałowa o której więcej opowiem w kolejnej notatce, która pojawi się, mam nadzieję niebawem. 

Jeśli chodzi o zdjęcia- niestety nie tym razem, gdyż internet nie pozwoiłby mi och wrzucić. 
Przy okazji, powiedzcie mi dobre dusze, co sądzicie o L’occitane. Czy chcielibyście bym opisywała dokładniej składy produktów (dopiero raczkuję w świecie kosmetyków naturalnych czy może ekologicznych, a wydaje mi się że wszystkie informacje odnoście składów można znaleźć na stronie producenta) 

Wiosennie pozdrawiam!

czwartek, 6 marca 2014

iPhone

Mija jakiś czas jak pracuję, a dziś przyszły moje pierwsze duże zakupy na które zarbiłam :)

Do tej pory używałam iPhona 3G (odziedziczony po narzeczonym :)), a kilka dni temu zamówiłam nowego, ślicznego, zielonego iPhona5c :)

Pierwszy raz od nie pamiętam jak dawna mam nowiutki tefefon prościutko z pudełeczka.
Przed pracą wpadłam kupić jakieś ubranko nowemu iPhonikowi, kupiłam coś co było, ale nie zadowala mnie w pełni. Będę poszukiwała dalej, chyba, że ktoś poleci mi coś naprawdę fajnego.

Bardzo Was przepraszam, za tak długą nieobecność, ale tak rzadko ktoś tu wpada (nie wspomnę o komentarzach), że motywacja nieco mi spadła.
Postaram się to nadrobić, niedługo zrobię dłuższy test butelek bobble.



piątek, 21 lutego 2014

Miły dzień z pocztą.

Cześć,
dziś bardzo miły dzień. W sumie od wczoraj trwa bardzo miły dzień. Wczoraj byłam na pierwszym spotkaniu z dzieciaczkiem, którego będę zabierać z przedszkola. Chłopczyk okazał się niezwykle miły i grzeczny. Myślę, że odprowadzanie go do domu będzie przyjemnością.
Wcześniej przyszedł Pan listonosz i przyniósł mi zamówione karteczki indeksujące (uwielbiam wszystko zaznaczać (nienawidzę natomiast pisać po książkach).
Przedwczoraj natomiast odebrałam kilka prac domowych z Niemieckiego- dwie z nich praktycznie bezbłędne.
A dziś do rana dostałam,
1. Książkę do nauki Niemieckiego :) (czekałam na nią od 13.02, mimo, że zmówiłam na amazonie- jak do tej pory nigdy się z wysyłką nie spóźnili)
2. Krem do rąk (kompletny niewypał- bananowy, klei ręce i nieładnie pachnie)
3. Butelkę do wody z filtrem (bobble)

Bardzo cieszę się, że będę miała okazję popróbować magicznej butelki- wody piję mnóstwo, na zimie mam kubek termiczny z bodum (jedyny, jaki znam, który faktycznie NIGDY mi nie przeciekł) a na lato będę miała butelkę. Aby napełnić ją wodą potrzebuję tylko kranu :)

Zdjęcie moich zdobyczy wysyłkowych (moje miejsce praconauki :) )



PS. Krem o zapachu migdałowym pokochałam. Przyzwyczaiłam się od zapachu, i sięgam po niego kiedy tylko mogę. Towarzyszy mi wszędzie :)